choroba wysokościowa

Góry wysokie często porażają nas swoim pięknem, surowością i niedostępnością, wiążą się także z wieloma wyzwaniami i niebezpieczeństwami. Jednym z największych jest choroba wysokogórska (ang. Acute Mountain Sickness – AMS)

 U ludzi, którzy zamieszkują tereny nizinne pierwsze objawy choroby górskiej pojawiają się na wysokości ponad 3000 metrów. Jednak w dużej mierze jest to sprawa indywidualna.

Na wysokości 5.000-7.800m n.p.m. aklimatyzacja przebiega już bardzo wolno, a sprawność fizyczna obniża się. W okolicy 8.000m npm wkraczamy w „strefę śmierci” – następuję tutaj gwałtowny spadek sił fizycznych, regeneracja organizmu nie jest już możliwa. Spada masa ciała, organizm nie tylko spala nadmiar tłuszczu, ale również wykorzystuje białka zawarte w mięśniach. Okres przebywania na tej wysokości musi być jak najkrótszy – maksymalnie 2-3 dni.
Często powtarzana teoria mówi, że istnieje zjawisko „pamięć wysokościowej” – oznacza ono, że człowiek, który co najmniej raz w życiu przebywał na danej wysokości (np. 5.000m npm.), będzie się czuł się na tej wysokości lepiej, gdy np. za rok lub dwa ponownie osiągnie tą wysokość – oczywiście w porównaniu do nowicjusza na tej wysokości.

Dzięki brytyjskiej eksploracji Everestu już w latach dwudziestych minionego stulecia wiadomo było, że człowiek może spędzić kilka dni na wysokości około 8000 m, pod warunkiem, że stopniowo będzie się aklimatyzował. Powyżej 8.000m npm konieczność użycia sztucznego tlenu wydawała się nieunikniona. Początkowo przeciwnikiem używania sztucznego tlenu był nawet słynny Brytyjczyk George Leigh Mallory – uważał on takie ułatwienia za niesportowe. Dopiero dwie nieudane wyprawy w 1921 i 1922 roku przekonały Mallory’ego, że bez użycia sztucznego tlenu nigdy nie zdobędzie swojej wymarzonej góry, skutkiem czego podczas swojej ostatniej wyprawy w 1924 roku zaczął on używać tlenowego wspomagania.

W 1978r. Peter Habeler i Reinhold Messner udowodnili, że można wejść na najwyższy szczyt Ziemi bez dodatkowego tlenu. Wejścia dokonali od strony Nepalu, drogą klasyczną przez Przełęcz Południową. Część komentatorów nazwała ten wyczyn pierwszym prawdziwym wejściem na Mount Everest. Obecnie wejścia bez tlenu na Everest zdarzają się bardzo rzadko…

Wysoko w górach jest tyle samo tlenu co na nizinach. Niezależnie gdzie się znajdujemy zawsze w powietrzu jest 21% tlenu, 0,04% dwutlenku węgla, reszta to głównie azot. Jednak gęstość powietrza maleje wraz ze wzrostem wysokości, tym samym ciśnienie atmosferyczne spada przy wznoszeniu się powietrza. W efekcie im wyżej jesteśmy tym ciśnienie atmosferyczne jest niższe.

choroba wysokościowa daje w kość... na szczęście po krótkim odpoczynku morale się poprawia; w tle Pik Korżeniewskiej

choroba wysokościowa daje w kość… na szczęście po krótkim odpoczynku morale się poprawia; w tle Pik Korżeniewskiej

procentowa „odczuwalna” ilość tlenu w powietrzu w zależności od wysokości, na której przyjdzie się nam znajdować:

0m npm – 100%
1.000m npm – 88%
2.500m npm – 73%
3.000m npm – 68%
4.000m npm – 60%
5.000m npm – 52%
5.500m npm – 50%
6.000m npm – 47%
7.000m npm – 41%
8.000m npm – 36%
8.500m npm – 33%

W pęcherzykach płuc na nizinach odbywa się dyfuzja tlenu do krwi, dalej do hemoglobiny i mitochondriów komórek.W górach ta dyfuzja jest zaburzona, tlen z powodu niskiego ciśnienia nie wnika do organizmu tak jak na nizinach. Poziom tlenu, a dokładnie ciśnienie cząstkowe i saturacja (procentowa zawartość tlenu we krwi) spadają wraz ze wzrostem wysokości na jakiej się znajdujemy. Ludzki organizm ma wyspecjalizowane specjalne czujniki. To one właśnie szybko wykrywają obniżone ciśnienie tlenu. Organizm człowieka zaczyna walkę o tlen.

 Aby na dużej wysokości dobrze się dotlenić organizm zaczynamy szybko oddychać. Oddychamy częściej i głębiej. Czujniki badające ciśnienie tlenu w organizmie, pobudzając nasz oddech regulują równocześnie równowagę kwasowo-oddechową. Organizm wydala coraz większe ilości kwaśnego dwutlenku węgla. Im szybciej oddychamy, tym więcej dwutlenku węgla wydychamy i jego ciśnienie cząstkowe w płucach obniża się, dzięki czemu zostaje więcej przestrzeni dla tlenu. Równocześnie jednak w organizmie rozwija się alkaloza oddechowa. Hamuje ona nasze oddychanie (zaburza odech w czasie snu, powoduje występowanie oddechu okresowego). Pomocne wtedy okazują się nerki. To nerki wydalają nadmiar zasad. Produkują erytropoetyny – hormon, który pobudza szpik kostny do produkcji krwinek czerwonych (erytrocytów), zawierających hemoglobinę, której większe stężenie we krwi poprawia znacznie transport tlenu do organizmu. Jest to proces powolny – aklimatyzacja. Większa ilość krwinek czerwonych zwiększa jednak lepkość krwi, co utrudnia pracę serca.

To właśnie brak tej adaptacji przy szybkim wznoszeniu się prowadzi do choroby wysokogórskiej. Stąd tak dużo czasu w górach wysokich poświęca się na prawidłową aklimatyzację – chodzenie w górę i w dół po to by pobudzić organizm do aktywacji wyżej opisanych procesów.

Zanim choroba wysokogórska przejdzie w niebezpieczną fazę pojawiają się pierwsze objawy takie jak: ból głowy, zawroty głowy (najczęściej występujący objaw), bezsenność, brak apetytu, rozdrażnienie, ból mięśni, ogólne zmęczenie, nudności, wymioty, obrzęk twarzy / rąk / stóp.

Objawy te są wyraźnie widoczne, dlatego podczas wyprawy  musimy bardzo dobrze obserwować siebie i swojego partnera. Czasami osobie chorej jest ciężko się przyznać ze coś jej dolega, jest bierna i nie ma ochoty na akcję górską.

W wypadku wystąpienia jakichkolwiek objawów nie wolno nam kontynuować wspinaczki. Musimy zejść na niższą wysokość, a gdy objawy nie są ostre – pozostać na kolejną noc na wysokości, na której się znajdujemy. Złamanie tej zasady prowadzi do pogłebiania się objawów choroby wysokogórskiej i może doprowadzić do poważnych w skutkach obrażeń kończących się w górach wysokich najczęściej śmiercią:

Obrzęk płuc (HAPE – High Altitiude Pulmonary Edema) – na dużej wysokości płucne z powodu niedotlenienia wszystkie naczynia krwionośne zwężają się. Powoduje to znaczny wzrost ciśnienia płucnego. To zwiększone ciśnienie powoduje, że pęcherzyki płucne przesiąkają, gromadzi się w nich płyn, który przeszkadza w wymianie gazowej. Pojawiają się trudności w oddychaniu, zalegający płyn dosłownie chlupocze w płucach, co wyraźnie słychać.
W konsekwencji człowiek dusi się, ponieważ oddychanie staje się niemożliwe. Chora osoba kaszle, ma krótki oddech, jest śpiąca, cierpi na bóle w klatce piersiowej. Chorego trzeba szybko sprowadzić w dół, podać tlen (lub umieścić w worku ciśnieniowym) i odpowiednie leki. Jak wskazują obserwacje, młodzi wysportowani wspinacze chorują na HAPE częściej (są ambitni, wytrzymali, zdobywają wysokość szybciej – w efekcie w organizmie zachodzą zmiany opisane powyżej).

Obrzęk mózgu (HACE – High Altitiude Cerebral Edema) – płyn z niedotlenionych naczyń krwionośnych w mózgu przenika na zewnątrz. Powstaje opuchlizna, która powoduje wzrost ciśnienia wewnątrz czaszki. Zdolności ruchowe i umysłowe chorego pogarszają się w błyskawicznym tempie, prowadząc do śpiączki, po której następuje śmierć. Choroba ta jest bardzo niebezpieczna, ponieważ chory może nie zauważyć symptomów choroby, które pojawiają się niemal bez ostrzeżenia. Podobnie jak przy obrzęku płuc najlepszym lekarstwem jest szybki transport chorego w dół.

Wszystkie objawy choroby wysokogórskiej wynikają tak naprawdę z niedotlenienia organizmu. A w górach wysokich jest to normą. Brak tlenu powoduje, że w górach wysokich tracimy też naszą racjonalność. Co też może zakończyć się śmiercią…

Efekt drugiego człowieka – na bardzo dużych wysokościach (najczęściej powyżej 7.000m npm) alpiniści na wskutek niedotlenienia doświadczają wrażenia, że ktoś im towarzyszy podczas wspinaczki, wspina się razem z nimi. Objawem takiego wrażenie jest częste oglądanie się za siebie, czekanie na kogoś lub nawet opisywane w literaturze rozlewanie herbaty do dwóch kubków.

Gorączka szczytowa – aby wspinać się w Himalajach trzeba mieć duże doświadczenie górskie, motywacje. Jednak granica między rozsądkiem a chorobliwą żądzą wejścia na szczyt jest bardzo cienka – szczególnie, gdy myślimy o niej na wysokość np. 8.500m npm. Duża wysokość powoduje, że nasz otępiały mózg nie odbiera wszystkich bodźców. Widoczny w oddali szczyt mami nas swoją bliskością. Czytając literaturę górską, często nie dajemy wiary jak można było zawrócić 100 metrów przed szczytem. Przecież to nonsens – myślimy. Wydaje się, że 100 metrów to przecież kilka, kilkanaście minut. Doświadczeni alpiniści wiedzą jednak, że może to zająć nawet dwie, trzy godziny – które później decydują o bezpiecznym powrocie do bazy.

tekst powstał przy współpracy z pulmonologiem dr. Markiem Wawakiem

Objawy choroby wysokościowej od pewnej wysokości pojawiają się u każdego wspinacza (w różnym natężeniu) – dotknięci chorobą zostali wszyscy uczestnicy zimowej wyprawy na Broad Peak 2012/2013.