Cochin

Cochin (Koczin) – stolica stanu Kerala w południowych Indiach.

Cochin miasto, z którym w starożytności handlowali Rzymianie. Z kolei w XVw. schroniła się tu duża emigracja żydowska z Hiszpanii – stąd czynna do dziś niewielka, ale robiąca magiczne wrażenie synagoga Pardesi. Obok stare miasto, czyli żydowska dzielnica Jewtown z bajecznym targiem z przyprawami (m.in. kilkuset rodzajami curry) i targiem staroci. Cochin bowiem jest światowym centrum handlu przyprawami już od XIVw.

W 1498r. do Cochin dopłynął Vasco da Gama, by założyć  pierwszą europejską kolonię w Indiach (pochowano go w kościele św. Franciszka – najstarszym kościele chrześcijańskim w Indiach). Po Portugalczykach w Kerali rządzili Holendrzy, a potem Brytyjczycy.  Dziś ślady ich bytności widać w architekturze miasta. Są tu holenderskie domki, brytyjskie wille i portugalskie kościoły.

W głównym porcie można obejrzeć słynne gigantyczne chińskie sieci sprzed 400 lat. Te urządzenia do łowienia ryb są wciąż używane.

Teatr kathakali to jedna z najciekawszych tradycji w Cochin. Przedstawienie trwa najczęściej całą noc, do świtu, czyli kilkanaście godzin. Obecnie jest to skracane do czterech godzin, co i tak może stanowić dla turystów nie lada wyzwanie. Ale tak musi być, skoro same przygotowania do sztuki trwają bardzo długo. Na twarz aktora nakładane są kolejne warstwy naturalnych barwników. Biały zrobiony jest z mąki ryżowej i limonki. Czarny z przypalonego oleju sezamowego. Inne farby stanowią miksturę kamieni szlachetnych i oleju kokosowego. przygotowanie scenicznego makijażu trwa ponad cztery godziny. Męska cera nie przyjmuje tak łatwo barwników jak kobieca, dlatego pędzel musi pokryć kilkukrotnie każdy milimetr twarzy. Na licach bohaterów pozytywnych pojawia się dużo zieleni. Ci ,którzy mają stanąć po stronie zła, dostają odpowiednią porcję czerwieni. Aktorzy, którzy zagrają kobiety, wyjdą na scenę z twarzą w kolorze słońca. W tym teatrze grają tylko mężczyźni. Na koniec u wszystkich aktorów jako jedyne niepomalowane zostają gałki oczne. Na razie białe, wyróżniają się od reszty twarzy. Ale każdy artysta pod dolną powiekę wkłada sobie nasienie kwiatu chunda. Zamyka oczy, porusza nimi i po otwarciu ma je krwistoczerwone.

W końcu na scenie zapalana jest lampka olejna. To jedyne źródło światła. Rytm wygrywany przez perkusję przeplata się ze transowym śpiewem muzyków. Na sceną wychodzą aktorzy. Nic nie mówią. Historię hinduskich bóstw odgrywają za pomocą gestów, mimiki, spojrzeń. Ci, którzy przed spektaklem nie zapoznali się ze szczegółami epickiego dzieła Mabharata (około 13 tysięcy stron), mogą mieć trudność w połapaniu się kto, kogo reprezentuje. Z godziny na godzinę coraz trudniej jest powiedzieć, dlaczego postaci nagle pałają do siebie nienawiścią, a zaraz potem kochają, i co oznaczają wymowne ruchy brwiami. Ale to nie jest ważne, by rozumieć. Ważne by doświadczyć tej mistycznej atmosfery, jaka panuje podczas przedstawienia. Bo to właśnie ona jest kluczem do zrozumienia Kreali.

Kerala to region osiem razy mniejszy od Polski, ale długi: ma aż 590 km wybrzeża. Kerala jest inna niż większość indyjskiego subkontynentu – niebywale schludna i spokojna.  Nie ma tu natarczywego żebractwa i hord naganiaczy. Nie widać też skrajnej nędzy. Dodatkowo Kerala jest  niebiańsko piękna, niezatłoczona i wciąż stosunkowo niedroga. Mieszkańcy są tu wykształceni (bardzo niski pozom analfabetyzmu) i mówią chętnie po angielsku. Lecz ludzie w tym stosunkowo zamożnym stanie nie zawsze są szczęśliwi. Dobry wykształcenie Keralczyków (na edukację idzie połowa budżetu) w zderzeniu ze słabymi perspektywami powoduje stres. Dlatego Kerala to stan o najwyższej liczbie samobójstw w całych Indiach.

Backwaters to ciąg długich na ponad 75 kilometrów rozlewisk i jezior niedaleko Koczinu. Pływa tam regularnie kilkaset łodzi. Jeszcze 20 lat temu służyły do przewozu ryżu. Dziś to pływające hoteliki dla turystów. Izolowane społeczności w rozlewiskach Kerali, gdzie nadal uprawia się ryż i przyprawy, mogą wydać się istną oazą spokoju.