Pilsko – Babia Góra

Beskid Żywiecki jest najwyższym pasmem Beskidów. Bardzo długo był obszarem dzikim – szumiała tu prapuszcza karpacka, której fragmenty możemy jeszcze podziwiać w kilku miejscach. W wyniku kolonizacji przez Wołosów w XVI i XVIIw. powstały w wysokich, podszczytowych partiach gór piękne hale, na których latem wypasano bydło i owce. Wraz z lasami należą one obecnie do najcenniejszych bogactw Beskidu Żywieckiego. Niestety hal ubywa – wiele z nich powoli zarasta las.

My w zimowy weekend wybraliśmy się na wędrówkę celem której było zdobycie dwóch najwyższych szczytów Beskidu Żywieckiego. Pilsko 1.557m npm zdobyliśmy idąc z Korbielowa. Zaś Babią Górę 1.725m npm  udaliśmy się nieznanym mi dotąd szlakiem od strony Słowacji.

dzień 1.

dystans: ok 18 km

Polska trasa: Korbielów – Polana Gackówka – Hala Miziowa – Pilsko 1.557m npm – Przełęcz Glinne 809m npm – Korbielów (przejście zajęło ok. 6,5 godz)

dzień 2.

Słowacja trasa: Slana Voda Chata 755m npm – Vonzovec – Pod Borkom – Borsucie – Mala Babia Hora / Mała Babia Góra 1.517m npm – Przełęcz Brona – Babia Hora / Babia Góra 1.725m npm – Gajówka Hviezdoslava – Slana Voda Chata (przejście zajęło ok . 7 godz)

Po przyjeździe do Korbielowa od razu udaliśmy się do schroniska PTTK Chata Baców, gdzie mieliśmy zamiar przenocować. Niestety budynek był zamknięty. Nieodgarnięty śnieg i brak jakichkolwiek śladów na śniegu wskazywały na brak ludzkiej aktywności w okolicy. W tej sytuacji poszukaliśmy kwatery „na mieście” i nie tracąc czasu udaliśmy się w góry.

Na Pilsko ruszyliśmy szlakiem żółtym prowadzącym z centrum Korbielowa. Z samego rana pogoda była cudowna więc czuliśmy się niczym w baśni idąc przez biały (pokryty śniegiem i szronem) las. Po drodze minęliśmy tylko czteroosobową grupkę idącą w rakietach śnieżnych. Poza tym na szlaku pustki.

Po mniej więcej 1,5 godziny nasz szlak doszedł do nartostrady. Fakt, że aż do Hali Miziowej szlak prowadzi tą właśnie natrostradą jest mało komfortowy zarówno dla narciarzy, jak i dla piechurów górskich. Trzeba bardzo uważać aby nie doszło do kolizji. W tym celu trzymaliśmy się jak najbliżej krawędzi lasu schodząc narciarzom z drogi.

Po ok dwóch godzinach spaceru w końcu doszliśmy na Halę Miziową. Tutaj w schronisku górskim zrobiliśmy sobie krótki przystanek na żurek z jajkiem i gorącą czekoladę. W schronisku o tej porze roku panuje duży ruch – zbocza Pilska to znany ośrodek sportów zimowych.

Z Hali Miziowej na Pilsko prowadzą dwa szlaki. Nie mogąc znaleźć oznaczenia szlaku, na szczyt góry udaliśmy się na azymut. Lawirując pomiędzy choinkami i narciarzami posuwaliśmy się wolno pod górkę. Wolno ponieważ okazało się, że obrane przez nas zbocze jest dość strome i dość oblodzone. Przydałoby się założyć raki, które mieliśmy w plecaku – jednak z lenistwa tego nie zrobiliśmy…

Im wyżej, tym roślinność bardziej uboga, skarłowaciała. Im wyżej tym roślinność bardziej oblepiona zamarzniętym śniegiem. Krajobraz partii podszczytowej jest typowy dla gór wysokich. Obok kosodrzewiny, która obecnie zasypana była śniegiem, występują tu kępy karłowatych świerków o charakterystycznym tzw. flagowym układzie gałęzi. Cały obszar szczytu objęty jest ochroną rezerwatu Pilsko.

Pilsko (1.557m npm) to drugi pod względem wysokości szczyt w Beskidzie Żywieckim. Kopuła Pilska tworzy rozległą powierzchnię, na którą składają się w zasadzie rozdzielone płytką przełęczą dwie kulminacje. Niestety wcześniej nie doczytałam o tych dwóch kulminacjach… I naszą wędrówkę zakończyliśmy dumnie na polskim Pilsku czyli na Górze Pięciu Kopców 1.534m npm. I jakoś wcale nas nie zdziwiło, że szczyt jest tak skromnie zagospodarowany: jedna tablica z oznaczeniem szlaków, jeden słupek graniczny, mapka regionu. I tylko przez chwile zastanawiałam się gdzie idą dwie osoby, które towarzyszyły nam na „szczycie”. Ale tylko przez chwilę. Moją uwagę pochłonęło zapytanie: gdzie jest szlak niebieski prowadzący na Przełęcz Glinne. Jest wprawdzie strzałka wskazująca kierunek, ale nie prowadzi tam żadna ścieżka, żadne ślady… I mimo, że już pod schroniskiem powiedziano nam, że jest dużo śniegu na Pilsko i żadne drogi nie są przetarte my nie zraziliśmy się i ruszyliśmy w mroźną pustynię.

Na początku szliśmy zgodnie z kierunkiem strzałki, która zaczynała szlak na Górze Pięciu Kopców. A potem to już nawet nie wiem jak i nie wiem gdzie wylądowaliśmy… Po drodze zapadaliśmy się w śniegu po kolana i po uda. Zdravko cały czas powtarzał  żeby zawrócić, a ja cały czas przekonywałam go : „jeszcze kawałek, tylko tam do tego punktu”. Miałam nadzieję, że jakoś w końcu trafimy na jakieś oznaczenie szlaku, na jakikolwiek ślad.

Nagle kilkanaście metrów powyżej zauważyłam przechodzącą osobę. Zaczęłam nawoływać aby zasięgnąć informacji. Okazało się, że był to Słowak i podążał on słowackim zielonym szlakiem w kierunku zupełnie innym niż przez nas pożądany. A więc jesteśmy w zupełnie złym miejscu. Gdy zaczęliśmy wycofywać się po własnych śladach natknęliśmy się na podchodzącego z dołu narciarza. Ten miał przy sobie GPS’a i na swoim sprzęcie wskazał nam gdzie powinniśmy szukać niebieskiego szlaku. To uświadomiło nam, że raczej mamy marne szanse by go zaleźć. Zdravko nie miał ochoty na dalsze chodzenie po omacku, a już nie chciałam dalej na niego naciskać.

Gdy tak wracaliśmy do punktu wyjścia widzimy po naszej lewej stronie jakiś taki niby szczyt, kilkoro ludzi, jakiś krzyż. A cóż to? I tak się oto przekonaliśmy o „dwóch kulminacjach” szczytu Pilska. Najwyższy punkt – wierzchołek leży po stronie Słowacji w odległości kilkuset metrów od granicy polsko-słowackiej. Na wysokości 1.557m npm znajduje się krzyż i ołtarz ustawiony przez mieszkańców słowackiej wsi Mutne. Wszystko pięknie zamarznięte o tej porze roku.

Ze szczytu Pilska roztacza się wspaniała górska panorama, której dominującym elementem jest masyw Babiej Góry. Spędziliśmy tutaj tylko chwilkę, bo okazało się, że na wierzchołku towarzyszy nam grupa na rakietach śnieżnych, którą spotkaliśmy wcześniej. Mają GPS (to fantastyczne urządzenie w górach – muszę o tym pomyśleć) i będą schodzić niebieskim szlakiem do Przełęczy Glinne.

– Super! To my idziemy razem z Wami!

Więc zeszliśmy z nimi. I po raz kolejny przedzieraliśmy się przez śniegi, idąc szlakiem bez jakichkolwiek oznaczeń. Kierunek wyznaczała nam linia na ekranie GPS’a. Tak to rozumiem! Po ok 2 godzinach doszliśmy do Przełęczy. Dalej ok 3 km asfaltem do Korbielowa.

Kolejnego dnia w planach mieliśmy Babią Górę od strony Słowacji. Zastanawialiśmy się jednak czy ma to sens… Do początku szlaku przy Slana Voda Chata samochodem musieliśmy podjechać 15 km z Korbielowa. Gdybyśmy zaś chcieli zaatakować od strony polskiej do Zawoi musielibyśmy podjechać autem przeszło 50 km! Jednak po wczorajszych doświadczeniach z przecieraniem szlaku mieliśmy obawy co do słowackiej ekspedycji. Słowacy mniej aktywnie chodzą po górach więc szlak może byś zupełnie niewidoczny i możemy być tam zupełnie sami… I gdy przyjdzie nam się wycofać to dzień już będzie stracony na „polską próbę”.  Ale postanowiliśmy zaryzykować.

Ok 8.00 ruszyliśmy z Korbielowa i w krótkim czasie stawiliśmy się w pięknie zasypanej śniegiem Slana Voda Chata. Pogoda cudna i Babia Góra pięknie dominująca nad nami. Ruszamy.

Dość długo czerwony szlak prowadzi nas leśną drogą przetartą przez samochody. Słońce świeci, choinki przysypane śniegiem… Cudownie. Gdy wchodzimy w las maszerować jest coraz trudniej – czasami brodzimy w dość głębokim śniegu. Na szczęście oznaczenia szlaku są widoczne i są przed nami jakieś ślady. Gdy wychodzimy na  zbocza Borsucie za naszymi plecami ładnie prezentuje się Pilsko. Niestety to był już jeden z ostatnich widoków, bo w dość krótkim czasie pogoda zaczęła się psuć. W ostatniej chwili wyszliśmy ponad poziom lasu, by dochodząc na szczyt Małej Babiej Hory (Małej Babiej Góry) zobaczyć jeszcze masyw Diablaka czyli najwyższy punkt Babiej Góry i prezentujące się na horyzoncie Tatry. I to by było na tyle. Za chwilę chmury przesłoniły nam wszelkie widoki i na Diablaka wchodziliśmy już idąc od tyczki do tyczki.

W tych dość trudnych warunkach nie byliśmy jedynymi zdobywcami Babiej Góry. Choć po stronie słowackiej byliśmy zupełnie sami. Za to dużo osób przybywało od strony Markowych Szczawin.

A więc zamarznięte skarłowaciałe choinki, chodzenie od tyczki do tyczki i w końcu szczyt Diablaka 1.725m npm. Urokliwy murek z kamieni, który latem osłania wspinaczy od wiatru teraz wyglądał przerażająco – dużo niższy, ale za to cały oblepiony lodem… Sesja fotograficzna i silne postanowienie zejścia do samochodu żółtym szlakiem. I tak jak wczoraj. Poszliśmy tak jak nam się wydawało. Tyle że widoczność na kila metrów nie pozwalała ocenić w żaden sposób czy podążamy we właściwym kierunku. Zaczęło się robić bardzo stromo. Postanowiliśmy zawrócić po naszych śladach, które dosłownie w kilka minut przysypane zostały nawiewanym przez silny wiatr śniegiem. Z uczuciem ulgi doczłapaliśmy się z powrotem na wierzchołek. Przez chwilę mieliśmy lekkiego stracha…

Z dużym rozczarowaniem zaczęliśmy schodzić zielonym szlakiem w kierunku Przełęczy Brona. Byłam niepocieszona, bo nie cierpię schodzić tym samym szlakiem co podchodziłam. No i fakt, że nie udało mi się zrealizować zamierzonej trasy. Buuu… Jak się okazało mimo falstartu jednak nie poddaję się tak łatwo. Gdy tylko zobaczyłam tyczki odchodzące na lewo od naszej trasy nakłoniłam Zdravkę by spróbować tamtędy pójść:

– To pewnie nasz żółty szlak… – mówię

– A co będzie jak nagle tyczki się skończą i znowu zostaniemy pośrodku niczego – argumentuje Zdravko nie bardzo chętny by podjąć kolejną próbę

– To znowu zawrócimy – przekonuję, bo tak też to widzę – jedyne co możemy stracić to trochę czasu, zawsze można przecież zawrócić

Od tyczki do tyczki szliśmy jak po sznurku. Gdy trafiliśmy na mały drewniany domek wiedziałam już jesteśmy na dobrej drodze. Jak tylko weszliśmy do lasu pojawiły się oznaczenia szlaku. Hurra! To teraz możemy zjeść nasze kanapki.

O tym, że Babia Góra jest górą niebezpieczną niech świadczy fakt, że jest to nieliczny masyw w Polsce gdzie istnieje ryzyko lawin. Nieubłagane są też statystyki: w 2011r. aż 70 osób wyzywało GOPR. Zresztą zaledwie wczoraj (26 stycznia 2013r.) tuż przed godz 15 zeszła mała lawina tzw. deska śnieżna na północnych stokach Babiej Góry. W wyniku zejścia lawiny ucierpiały dwie osoby. Po dotarciu na miejsce po godz. 16 okazało się, że osoby ratowane nie ucierpiały, ale są zmarznięte, przestraszone i potrzebują pomocy w wydostaniu się z lawinowego, eksponowanego terenu. Po założeniu turystom uprzęży, asekurując wyprowadzono turystów na grań a następnie sprowadzono do schroniska. W wyprawie wzięło udział 8 ratowników a działania zakończono po godz. 18.
No cóż Babia Góra zimą nie jest jednak dla każdego. Trudne warunki turystyczne i 2 stopień zagrożenia lawinowego. Większość szlaków zwłaszcza powyżej górnej granicy lasu za naszego tutaj pobytu była zawiana i nieprzetarta.

Żółty szlak to najkrótsza droga z Babiej Góry do Slana Voda Chata. Przy samochodzie byliśmy jeszcze za widoku ok 16.00. Gdyby przyszło nam iść naokoło przez Małą Babią Górę z pewnością zajęłoby to nam dużo więcej czasu…

Informacje Praktyczne:

– nocleg w Korbielowie (w sezonie podczas ferii zimowych): prywatna kwatera ok 50 PLN/os, schronisko PTTK Chata Baców – nieczynne

26-27 stycznia 2013r.