Quito

Quito stolica Ekwadoru leży na wysokości 2.700 – 2.850m npm i jest drugą po boliwijskiej La Paz najwyżej położoną administracyjną stolicą na świecie.

Zwane Florencją Ameryki, posiada najpiękniejsze budynki z okresu kolonialnego. Dzięki temu jako pierwsze miasto na świecie już w 1978r. zostało wpisane na listę UNESCO. Warto przejść się wąskimi uliczkami starego centrum, by obejrzeć liczne kościoły, klasztory  i pomniki bohaterów narodowych.

Quito przeżywa dziś swoją trzecią młodość. Po raz pierwszy miasto rozkwitło dzięki potężnym Inkom, którzy  w XVw. zdobyli terytorium Ekwadoru. Władca imperium Huayna Capac poślubił piękną księżniczkę z podbitego ludu i utworzył w mieście swoją rezydencję, czyniąc z miasta północną stolicę królestwa. Niestety ta decyzja była jednym z czynników upadku całego Imperium. Synowie króla mianowali się władcami. Huascar przejął kontrolę nad częścią południową państwa zarządzaną z Cuzco. Atahualpa mianował się panem części północnej ze stolicą w Quito. Zamiast wzmacniać królestwo bracia toczyli ze sobą długotrwałe walki o pełnię władzy.

Gdy w XVIw. do brzegu kontynentu dopłynęli konkwistadorzy, by zdobyć Quito dla hiszpańskiej korony, Imperium Inków było osłabione. Po zmasowanych atakach Hiszpanów, kiedy było jasne, że nie ma szans na obronę terytorium Inkowie podłożyli pod miasto ogień – spalił się nie tylko pałac władcy, ale i inne cenne budowle. Z ówczesnej zabudowy nie pozostało wiele. Ruiny, które pozostały po pożarze zostały rozebrane i posłużyły jako surowiec do budowy pięknych kolonialnych budowli.

Choć koło historii miasta może wydawać się okrutne to jednak właśnie Hiszpanie stworzyli zabudowę, którą zachwycamy się dziś. Układ miasta został bardzo starannie zaplanowany. Konkwistadorzy utworzyli w Quito siedzibę królewskiej władzy na teren Nowego Świata. Kolonizacja koncentrowała się przede wszystkim wokół wątków religijnych. Hiszpańscy zdobywcy sprowadzili do Ekwadoru zakonników i księży: franciszkanów, augustianów, dominikanów i jezuitów. Zakony te toczyły swoistą rywalizację starając się prześcignąć konkurencję liczbą i przepychem wznoszonych świątyń. Intensywnie budowane były potężne i bogate kościoły, które swym pięknem miały oszołomić i zachwycić miejscową ludność.

We wczesnej epoce kolonialnej zmiany następowały powoli, ale systematycznie: chrzczono ludność tubylczą, wprowadzano prawo i rządy metropolii, które wyparły miejscową kulturę. Zaczęła się nowa era. Era migracji z Europy i wielkich grabieży na rzecz Korony. Zaczęły się czasy dyskryminacji i biedy dla ludności lokalnej. Rodowici Indianie stali się ludem gorszej kategorii, co niestety jest widoczne w stolicy aż do dziś.

malownicze centrum Quito jest wpisane na listę UNESCOTo 1,4 milionowe  miasto rozwija się obecnie bardzo prężnie. Dzięki odkryciu pól naftowych w lasach Amazonii, do kasy państwowej trafia stały strumień petrodolarów. Miasto pozyskuje też międzynarodowe fundusze na rewitalizację zabytkowego centrum. Dzięki temu kolonialna architektura starego miasta została ostatnio odnowiona i prezentuje się pięknie.  Ale jest też druga strona medalu. W poszukiwaniu lepszego jutra, z nadzieją na ekscytujące możliwości do stolicy masowo zjeżdżają Indianie z andyjskiej Sierry. Miasto rośnie zmagając się z problemami tej ekspansji:  biedą, przestępczością uliczną, brakiem mieszkań i elektryczności, zanieczyszczeniem środowiska. W murach wspaniałych rezydencji, zamieszkiwanych niegdyś przez najbogatszych obywateli Quito, dziś gnieżdżą się najbiedniejsi mieszkańcy.

NIEMIŁE PIERWSZE WRAŻENIE

Po sześciu dniach podróży, przejechaniu pięciu tysięcy kilometrów, wreszcie docieram do Quito i padam na łóżko w moim hostelowym pokoju. Jestem wykończona. Po krótkim czasie jednak myślę:

– Wreszcie tu jestem. Szkoda tracić czasu. Idę zwiedzać.

Gdy zbieram się do wyjścia widzę, że w turystycznej torebce mam dwie cięte dziury. Zostałam okradziona! I to w kraju, który przynajmniej według południowoamerykańskich standardów jest uważany za bezpieczny. Szybko orientuję się w jakich okolicznościach się to zdarzyło. Oceniam siebie bardzo krytycznie: ja, która zjeździła pół świata, popełniłam klasyczne błędy początkującego turysty. Wsiadając do zatłoczonego autobusu, obładowana bagażami, zmęczona długą podróżą nie byłam wystarczająco uważna. Pocieszające jest to, że skradziono mi prawie pusty portfel, a ocalały dwa aparaty fotograficzne, które miałam w tym samym miejscu.

Ekwador, jak cała Ameryka Południowa jest bardzo religijny. Ale to katolicyzm specyficzny. Ta sama osoba, która właśnie mnie okradła w autobusie, prawdopodobnie zaraz pójdzie do kościoła i będzie się tam szczerze modliła. Może będzie uczestniczyć w błogosławieństwie, którego na ulicach w centrum miasta udzielają dyżurujący kapłani.

Można pomyśleć, że taka nieprzyjemna historia może przytrafić się wszędzie – niestety mnie przytrafiła się tylko w Quito i to dwa razy. Dosłownie kolejnego dnia spacerując po ulicach Starego Miasta mój kolega Jacek zostaje zagadnięty przez miłego młodzieńca:

– Z tyłu na plecaku ma Pan jakieś plamy.

Jacek zdejmuje plecak, by zobaczyć co się stało. Młodzieniec oferuje chusteczkę higieniczną i pomoc w usuwaniu plamy. Podejrzeń nabieramy dopiero wtedy, gdy kolejni uprzejmi przechodnie też oferują nam swoją pomoc. Natychmiast przypominam sobie historię przeczytane o „złodziejskich sztuczkach w Quito”, o których czytałam jeszcze w domu. Przy okazji usuwania plam można się pozbyć cennych przedmiotów z plecaka i kieszeni – ci złodziejaszkowie to prawdziwi mistrzowie w swoim fachu.

MIŁOŚĆ OD DRUGIRGO WEJRZENIA

Podczas mojego dwumiesięcznego pobytu w Ekwadorze, Quito staje się moim domem. Podróżując po kraju za każdym razem wracam do mojego hostelowego pokoju, w którym urządzam sobie stałą bazę. Mimo dość dramatycznych wydarzeń zaraz po przyjeździe, stolica podbija moje serce. Quito jest pięknie położenie i ma wspaniałą kolonialną architekturę. Na ulicach panuje chaos, a każdemu spacerowi po mieście towarzyszy dreszczyk emocji. Bo jest to miejsce magiczne. Usytuowane w andyjskiej dolinie Guaillabamba, otoczone ośmioma wulkanami. Jako jedna z najwyżej położonych stolic świata (na wysokości 2.800 m n.p.m.) charakteryzuje się łagodnym klimatem. Sytuację meteorologiczną determinuje też usytuowanie miasta 24 km od równika. Szybko uczymy się specyfiki tutejszego klimatu – zwiedzanie miasta należy zacząć jak najwcześniej. Tylko rano pogoda jest akceptowalna (co nie znaczy, że słoneczna). Z każdą kolejną godziną atmosfera gęstnieje i po południu na Quito spada ściana deszczu. Wtedy najlepiej być już w jednej z wielu knajpek i zajadać się daniem na bazie dominujących w kraju ziemniaków, kukurydzy i ….. bananów. Gdyby ktoś kilka lat temu zapytał mnie z czym kojarzy mi się Ekwador bez zastanowienia odpowiedziałabym:

– Z bananami!

I rzeczywiście jest to królestwo banana: wielkiego jak przedramię dorosłego człowieka i małego niczym paluszki dziecka. Na licznych straganach możemy kupić dobrze znane banany żółte, ale również zielone, czarne, a nawet czerwone. Także sposób przygotowywania i spożywania banana ma tu wielką tradycję niczym nasz ziemniak w Wielkopolsce.

Z WIZYTĄ U PREZYDENTA

Zwiedzanie stolicy najlepiej zacząć od serca miasta – ładnego, zadrzewionego Plaza de la Independencia. To miejsce pełne życia. Śpieszący do pracy urzędnicy, rozglądający się dookoła turyści, nawołujący uliczni sprzedawcy, nachalni taksówkarze, zapracowani pucybuci, trąbiące na wszystkich auta i autobusy. Plac ma swój nieodparty urok. A nad bezpieczeństwem czuwają groźnie wyglądający i mocno uzbrojeni policjanci. Ochrona w tym miejscu jest niezbędna. Zwłaszcza, że przy placu położony jest Pałac Prezydencki – Palacio del Gobierno. Ten liczący blisko 400 lat pałac to chyba jedyna na świecie siedziba głowy państwa, której parter zajmują liczne sklepiki z pamiątkami. Wejścia do budynku strzegą gwardziści ubrani w XIX – wieczne, czerwono-niebieskie mundury i wyposażeni w zupełnie współczesne karabiny. Zwiedzanie wnętrz  jest możliwe w ramach zorganizowanych wycieczek – wejścia o ściśle wyznaczonych porach. Zawsze jest dużo chętnych, ale warto zadać sobie trud i poczekać w kolejce. Wewnątrz oprócz pięknych sal reprezentacyjnych i gabinetów ministrów można zobaczyć wystawę oficjalnych podarunków otrzymanych od prezydentów innych krajów oraz słynne mozaiki Oswaldo Guayasamina. Obraz przedstawia wyprawę hiszpańskiego podróżnika Francisco de Orellany, który w 1541r. odkrył nieznaną rzekę i nazwał ją Amazonka.

NA SAKRALNYM SZLAKU

Zdecydowanie największą atrakcją Quito są budowle sakralne. Do większości zabytkowych kościołów wstęp jest płatny. Można jednak zwiedzić świątynie w niedzielę, kiedy to w każdym z nich odbywają się msze święte.

Na początek warto wybrać się do barokowej katedry z XVIIw. La Catedral Metropolitana. Wnętrze kościoła jest zaskakująco skromne – zwłaszcza w porównaniu do pozostałych świątyń stolicy. Tutaj znajdują się groby bohaterów narodowych: Antonio Jose de Sucre przywódcy antyhiszpańskiego powstania oraz Juana Jose Floresa pierwszego prezydenta Ekwadoru.

El Monasterio de San FranciscoNastępnie proponuję udać się do położonego niedaleko El Monasterio de San Francisco – najstarszego kościoła na kontynencie amerykańskim. Klasztor poświęcony jest patronowi Quito. Jego budowę rozpoczęto zaledwie 50 dni po założeniu miasta w 1534r. na fundamentach inkaskiego pałacu. Przedsięwzięcie jak na owe czasy było niezmiernie ambitne – prace budowlane nad tą największą świątynią Quito trwały przeszło 70 lat. Można sobie wyobrazić jakie wrażenie robiła ta potężna budowla na prekolumbijskich ludach. Klasztor otoczony jest wysokim murem, a jego bramę wejściową zdobią dwie symetryczne wieże. Wewnątrz możemy podziwiać pełne detali, barokowe wnętrze, z prawdopodobnie jedynym na świecie wizerunkiem uskrzydlonej Matki Boskiej. Najwspanialsze dzieła sztuki będące w posiadaniu zakonu znajdują się w klasztornym muzeum.

Po wyjściu ze świątyni znajdujemy się bezpośrednio na Plaza San Francisco. To plac zgoła odmienny od centralnego Plaza de la Independencia. Pokryty „kocimi łbami” stanowi dużą odkrytą przestrzeń. Jest to dobre miejsce, by posiedzieć w ciszy i przyjrzeć się jak wygląda spokojniejsze oblicze miasta. Ma się wrażenie, że kontemplacyjna, uduchowiona atmosfera El Monasterio de San Francisco udziela się aż tutaj. Jest pusto i nic się nie dzieje. Co jakiś czas przez plac przemykają grupki uczennic ubrane w kolorowe, gustowne mundurki szkolne. Czasami zatrzymują się przy ulicznym straganie, by kupić loda lub by napić się świeżo wyciskanego soku. Zwyczajne życie.

Plaza de la IndependenciaKolejnym punktem obowiązkowym jest XVI-wieczny kościół La Compania de Jesus. Budowa tej jezuickiej świątyni trwała 163 lata i w rezultacie powstał najbardziej ozdobny kompleks sakralny w kraju. Kościół jest arcydziełem baroku i kolonialnej sztuki szkoły quitańskiej. Wnętrze lśni od złoceń o wadze 7 ton, wzory na kolumnach wykazują wyraźne wpływy mauretańskie, a piękne freski na sklepieniu zapewniły świątyni przydomek „Kaplicy Sykstyńskiej z Quito”. U stóp ołtarza spoczywają relikwie tutejszej świętej Mariany de Jesus zwanej „Lilii z Quito” beatyfikowanej w 1950r. Historia jej życia wiąże się z katastrofalnym dla Quito rokiem 1645, kiedy to epidemia zabiła 14 tysięcy mieszkańców miasta. Ani starania doktorów, ani modlitwy kapłanów nie mogły powstrzymać zarazy. Wtedy to osierocona córka arystokratycznej rodziny, która już wcześniej oddała cały majątek ubogim, podczas jednego z objawień zawarła pakt z Bogiem. W zamian za uratowanie mieszkańców Quito ofiarowała swoje życie. I rzeczywiście wkrótce potem zachorowała, a wraz z jej śmiercią odeszły wszystkie plagi trapiące miasto.

Jeżeli ktoś nadal odczuwa głód architektury sakralnej to jest we właściwym miejscu. W Quito znajduje się ponad 80 kościołów i trzeba mieć naprawdę duże zacięcie, by obejrzeć choćby połowę z nich. Kościoły La Merced, Carmen Alto, San Augustin, Santo Domingo, El Belen, San Blas oraz położone na peryferiach miasta sanktuarium Guapulo to tylko kilka z najciekawszych obiektów.

A MOŻE BY TAK ZDOBYĆ JAKIŚ SZCZYT

Ale Quito to nie tylko kościoły. Podążając wąskimi i stromymi uliczkami Starego Miasta warto wdrapać się na któreś z okolicznych wzniesień. Trzeba być jednak bardzo ostrożnym. W naszym hostelu odradzają nam wycieczkę na łatwo dostępny Wulkan Pichincha (4.794 m n.p.m.)

– Tam jest bardzo niebezpiecznie. Często zdarzają się napady na turystów – ostrzegano nas.

– W takim razie idziemy na Cerro Panecillo – podejmujemy decyzję.

figura Matki Boskiej AmerykańskiejI już z nikim tego nie konsultujemy. Boimy się, że możemy usłyszeć to co już i tak wiemy. Cerro Panecillo to niewielkie wzniesienie nad Starym Miastem – wzgórek zaledwie. Na szczycie znajduje się platforma obserwacyjna i duża figura Matki Boskiej Amerykańskiej. Tu odbywały się kiedyś inkaskie obrzędy, podczas których oddawano cześć Słońcu. Wszystkie posiadane przez nas przewodniki informują, że często zdarzają się tu napady na turystów. Droga na szczyt prowadzi przez dzielnicę biedy. Dla młodych, zdesperowanych ludzi turyści obwieszeni aparatami fotograficznymi to łatwy łup. A w razie czego nie ma co też liczyć na jakąkolwiek pomoc. Trzeba liczyć tylko na siebie. Świadomi zagrożeń wyruszamy bardzo wcześnie rano w nadziei, że może „oni” jeszcze śpią. Na górę udajemy się boczną, nieturystyczną drogą, co zgodnie z naszą logiką, ma zwiększyć bezpieczeństwo przejścia. Nie zabieramy ze sobą nic poza małym aparatem fotograficznym, ukrytym głęboko w kieszeni. W razie czego głównym straszakiem ma być imponująca postura Jacka. Ruszamy. I choć udaje nam się dojść do celu bez przygód, to trasa okazała się ekstremalna. Wąskie, wijące się uliczki, wiele ślepych zakamarków to idealny teren na rozróby.

Ze szczytu rozciąga się piękna panorama Quito, w tym widoczne jak na dłoni Stare Miasto i jego liczne wieże kościelne. W kierunku północnym rozciągają się wysokie zabudowania nowoczesnej części miasta. Te współczesne dzielnice ciągną się daleko aż po horyzont. Nie mieszcząc się w dolinie, wspinają się aż na stoki otaczających stolicę Andów. Urok tego miasta przejawia się bowiem też w tym, że stąd blisko w góry, do lasu, do gorących źródeł i rezerwatów przyrody. Wystarczy tylko jednodniowy wypad, ale to już temat na inną historię.

styczeń – marzec 2009r.