Charakterystycznym elementem krajobrazu Gór Stołowych są tzw. skalne grzyby, których duże nagromadzenie znajduje się na południowy-wschód od Wambierzyc. Grzyby powstały w ciekawy sposób, bowiem są przykładem nałożenia się na siebie dwóch warstw piaskowca o różnej podatności na wietrzenie. Dolna, mniej odporna część zwietrzała szybciej niż górna, charakteryzująca się większą odpornością na warunki atmosferyczne. Dzięki temu duży fragment piaskowca na górze tworzy kapelusz grzyba, a z reguły wąska, mocno już zerodowana podstawa spełnia rolę „nóżki” skalnego grzyba. Z czasem dolny fragment stanie się na tyle osłabiony, że nie będzie w stanie utrzymać „kapelusza”, który runie na ziemię. Są to jednak procesy niezwykle długotrwałe i mamy małe szanse na ich obserwację.
Dawniej Skalne Grzyby były mocno zalesione, a przez to mało znane. Dopiero wiatrołomy, jakie powstały w latach 50-tych XXw. odsłoniły większe połacie terenu, znacznie zwiększając atrakcyjność poprowadzonych tędy szlaków. Dziś znów zarosły drzewami, mimo to należą do jednych z największych atrakcji Gór Stołowych stanowiąc jeden z jego symboli.
W Góry Stołowe zawitałam po raz kolejny. Kilka miesięcy temu (w grudniu) odwiedziłam największe atrakcje regionu: labirynt skalny na Szczelińcu Wielkim oraz Błędne Skały. Tym razem chciałam zobaczyć sławne skalne grzyby, które licznie tutaj występują. Podczas mojego dwudniowego pobytu, w pierwszy dzień zafundowałam sobie niezwykłe długie „grzybobranie”.
trasa: schronisko PTTK „Pod Muflonem” – Duszniki Zdrój – Złotno – Skała Józefa – Batorów – Skalne Grzyby – Pielgrzym (672m npm) – Skalna Furta – Białe Skały – Narożnik (849m npm) – Przełęcz Lisia – Karłów – schronisko PTTK „Na Szczelińcu” (czas przejścia ok 9 godzin)
Swoją wędrówkę rozpoczynam w schronisku PTTK „Pod Muflonem”. Dotarłam tutaj wczoraj z zamiarem zdobycia Orlicy. Niestety cały dzień padało i zostałam uziemiona w schronisku. Dziś pogoda lepsza. Gdy jem śniadanie dostaję SMS’a: „Cześć Magda. Co robisz?”. To Marek, z którym umówiłam się na szlaku. On dopiero dziś dojedzie samochodem i idąc z Karłowa mamy się spotkać gdzieś po drodze. Ok godz. 8.00 ruszam na szlak. Żółty szlak prowadzi mnie najpierw w dół do Dusznik Zdrój i potem przez całe miasto. Już w Dusznikach gubię szlak po raz pierwszy. Muszę się cofnąć. Znajduję „swoją zgubę” w pobliżu torów kolejowych – tu chyba nie jeździ już żaden pociąg…
Ledwo wychodzę na wzgórza górujące od strony północnej nad Dusznikami Zdrój i po raz kolejny gubię szlak. Tym razem orientuję się w sytuacji na tyle późno, że nie opłaca mi się już wracać. Trafiam do osady Dolina i z mapą w ręku, na azymut próbuję dojść do Złotna. Niestety, zamiast do zamierzonego celu, trafiam w miejsce, którego nie jestem w stanie zidentyfikować. Z opresji wybawiają mnie dwaj rowerzyści:
– Przepraszam bardzo gdzie my jesteśmy? Dokąd prowadzi ta droga? – pytam
Okazało się, że sytuacja tragiczna nie jest. Znalazłam się w osadzie Polne Domy i do Złotna nie miałam już daleko. Jak tylko doszłam do asfaltu łączącego Szczytno z Łężycami wiedziałam, że jestem na dobrej drodze. Tutaj odnalazłam swój żółty szlak i efektowne skałki – Grzybki. To pierwsze „grzybki” w moim koszyczku.
Gdy wchodzę na obszar dawnej osady Góra św. Anny mijam zabudowane w 1925r. ujęcie wody. I zaraz potem przechodzę przez teren dosłownie zalany wodą. Bardzo trudno jest mi tędy iść. Zmoczenie butów nie wydaje mi się dobrym pomysłem, więc walczę skacząc z kamienia na kamień i dalej na kępki trawy. Mniej więcej tutaj właśnie zaczyna się Par Narodowy Gór Stołowych. Moja droga zaczyna się wspinać – cieszę się, bo dzięki temu robi mi się pod nogami sucho. Cała wilgoć zostaje pode mną.
W miejscu gdzie mój żółty szlak spotyka się z zielonym widzę Skały Józefa. Przed wojną było to jedno z chętniej odwiedzanych miejsc widokowych w okolicy. Po kilku minutach dalszej wędrówki napotykam na jedną ze stacji tutejszej Drogi Krzyżowej. Droga Krzyżowa prowadzi przez las do kaplicy św. Anny. Podobno prowadził tędy szlak pielgrzymkowy do Wambierzyc i jakaś kapliczka stała w tym miejscu już w połowie XVw. Kaplica zwykle jest zamknięta – i tak było tym razem. Przy kapliczce spotykam Pana, który bardzo chce mi opowiedzieć historię o poznańskich koziołkach. Biorąc jednak pod uwagę, że jego pies groźnie mnie zaczął obszczekiwać, szybko wykręcam się z dalszej konwersacji.
Idąc przez las i potem pola najpierw schodzę do Batorowa. Wkrótce też dochodzę do Batorówka, gdzie znajduje się duży parking i miejsce na ognisko. Po raz pierwszy na moje trasie jest tak gwarno. Dużo samochodów, dużo turystów. Niektórzy smażą kiełbaski na grilu – smakowity zapach unosi się w powietrzu. Ja jednak muszę iść dalej, bo Marek się już bardzo niepokoi, dzwoniąc do mnie co jakiś czas kontrolnie.
Przekraczam Hutniczy Most na Czerwonej Wodzie i podchodzę wzdłuż potoku w kierunku lasu.
Czerwona Woda jest jednym z głównych potoków odwadniających wyższe partie Gór Stołowych. Swój początek bierze na stokach Skalniaka, a po ok 13 km wpada do Kamiennego Potoku w Szczytnej. Nazwa „rzeki” związana jest z czerwonym zabarwieniem wody spływającej między innymi z Małego i Wielkiego Torfowiska Batorowskiego. Czerwona Woda płynie po dwóch rodzajach podłoża. W początkowym odcinku to margle i tutaj erozja jest niewielka. Dopiero pod Batorówkiem woda wpływa na podłoże piaskowcowe.
Ciągle idąc zółtym szlakiem wkrótce widzę interesujące formacje skalne. Są wśród nich Żaba, Berło Ducha Gór, Piętrowe Grzyby i Rogacz. Wchodzę w świat skalnych tworów.
Zanim dochodzę do niebieskiego szlaku spotykam się z Markiem.
– Ty mnie wykończysz – słyszę – Zrobiłem już ponad 10 kilometrów.
Najważniejsze jednak, że udało nam się spotkać. Teraz już razem, ruszamy szlakiem niebieskim, a potem zielonym na Pielgrzyma. Szczyt Pielgrzyma wznosi się na wysokość 672m npm. Skała, a właściwie dwie blisko siebie położone 50-metrowe baszty skalne wyrastają ze stoliwa środkowego piętra Gór Stołowych. Na szczycie znajduje się punkt widokowy, z którego widać m.in. Wambierzyce, a także panoramę Wzgórz Ścinawskich oraz bardziej odległych Gór Kamiennych i Wałbrzyskich.
Po zejściu na dół, idąc szlakiem zielonym, a potem czerwonym możemy podziwiać imponującego Pielgrzyma z dolnej perspektywy. Na skrzyżowaniu ze szlakiem żółtym robimy sobie krótki przystanek. Kawał drogi za nami, a do celu jeszcze daleko. Zmęczenie daje się już odczuć.
Gdy ruszamy, możemy podziwiać kolejne Skalne Grzyby – niektóre z nich, to niskie, sympatyczne skałki. Aż miło popatrzeć. Oczywiście każde z nich chcę sfotografować. Idąc tak, od grzyba do grzyba wchodzimy na ścieżkę dydaktyczną „Niknąca Łąka”. „Niknąca Łąka” to niewielka polana śródleśna, będąca kiedyś torfowiskiem. Krótka bo zaledwie 400-metrwoa ściezka dydaktyczna zaznajamia z florą i fauną torfowisk stołowogórskich. Trasa poprowadzona jest po drewnianych kładkach. Można tu zobaczyć wiele roślin typowych dla torfowisk takich jak mchy torfowce, żurawinę błotną, borówkę bagienną. Za znakami żółtymi idziemy później skrajem Wielkiego Torfowiska Batorowskiego – ostanie żywe torfowisko na terenie Gór Stołowych. A jeszcze na początku XXw. były cztery takie miejsca. Wielkie Torfowisko Batorowskie nie jest udostępniane dla turystów.
Cały czas idąc szlakiem żółtym wchodzimy do malowniczego wąwozu, gdzie wędrujemy pomiędzy skałkami. Za wąwozem teren staje się mocno podmokły – pokonujemy go po wąskich kładkach. Wkrótce wchodzimy pomiędzy Białe Skały.
Białe Skały to rozległe zgrupowanie efektownych skał o wysokości 20-30 m powstałych w wyniku rozcięcia szczelinami i wąwozami stoliwa północnej części Narożnika. Skomplikowana sieć spękań utworzyła tutaj mury, baszty i samotne wieże. Posiadają one swoje odrębne nazwy. Znajdziemy tutaj m.in. Asa Atu, Dupka Dzwończego, Bubka, Kibica czy Skrzata.
Gdy siadamy by odpocząć, za chwilę mijają nas dwie sympatyczne dziewczyny. Słyszą jak rozmawiam z Markiem. Lucyna, która była na jednej z mojej prezentacji po wyprawie na Pik Korżeniewskiej i Pik Komunizma, rozpoznaje mnie ….. po głosie. Po upewnieniu się, że ja to „ja”, wymieniamy kilka zdań i robimy sobie pamiątkowe zdjęcie. Potem mijamy się jeszcze dalej na szlaku.
Gdy zostajemy ponownie sami, Marek wyjmuje swój specjalistyczny sprzęt i tak (co by nie mówić dla zabawy) mierzymy sobie saturację. Na tej wysokości (ok 700m npm) książkowy poziom saturacji wynosi 97% (tu jeszcze nie odczuwa się wysokości, choć już ciśnienie atmosferyczne jest inne niż na poziomie morza). Oboje mamy saturację w okolicy 99% – Marek jako specjalista (lekarz ds. chorób płuc) ocenia nas stan na lepiej niż bardzo dobry.
Gdy dochodzimy do Lisiej Przełęczy namawiam Marka abyśmy zboczyli nieco i weszli jeszcze na Narożnika. Zrzucam mój ciężki plecak w las, za drzewo i dalej idę na lekko.
Narożnik (851m npm) to doskonały punkt widokowy. Skała ma podcięte zbocza, skalne urwiska sięgają tutaj ponad 20 metrów wysokości, a liczne skałki na szczycie dodają mu malowniczości. Z krawędzi Narożnika pięknie prezentuje się Szczeliniec Wielki. Widać też Góry Bystrzyckie, Góry Orlickie, Wzgórza Lewińskie i Obniżenie Dusznickie.
Na szczycie Narożnika widzimy tajemniczą tablicę. Dotyczy ona niewyjaśnionej do tej pory tragedii jaka rozegrała się na szlaku turystycznym 17 sierpnia 1997r. Dwójka studentów ówczesnej Akademii Rolniczej we Wrocławiu (Anna Kembrowska i Robert Odżga) wędrowała na obóz naukowy do Karłowa. Na miejsce nie dotarli. Zostali bestialsko zamordowani. Ich ciała odnaleziono dopiero 11 dni później. Trwające 5 lat śledztwo nie przyniosło rozwiązania.
Wracamy do mojego plecaka i podążamy Drogą Stu Zakrętów do Karłowa. Asfaltem źle mi się idzie. Gdy w Karłowie widzę wolną ławkę, rzucam się ku niej by odpocząć. Przeszłam dziś ok 30 kilometrów z ciężkim plecakiem (wyposażenie na 3 dni włóczęgi po górach). Nogi mnie bolą, a muszę jeszcze wdrapać się na Szczeliniec Wielki.
Zdejmuję buty i daję odetchnąć nogom. Tu też żegnam się z Markiem, który wraca już do domu.
Ja resztkami ostatkiem sił motywuję się do ostatniego zrywu. Pokonuję 665 kamiennych schodków – kamienną ścieżkę zbudował oberżysta z Karłowa Franz Pabel i major B. Von Rauch. Właśnie F. Pabel był twórcą trasy zwiedzania i autorem większości nazw tutejszych skał. Szczeliniec stał się od końca XVIII w. ogromną atrakcją turystyczną i odwiedzili go wybitni wędrowcy (w 1790 r. kr. Fryderyk Wilhelm II, Johann Wolfgang Goethe, w 1791 r. min. hr. von Hoym i wielu innych). Od 1813 r. Pabel pełnił oficjalnie funkcję przewodnika po szczycie i pobierał opłatę za zwiedzanie. Już w 1815 r. wzniesiono tu drewnianą altanę, a w 1846 r. ukończono budowę schroniska, powiększonego w latach 1857-59.
Po dojściu na wierzchołek podziwiam na pobliskiej skale tablicę upamiętniającą pobyt tutaj J.W. Goethego w 1790 r. i z radością melduję się do noclegu w schronisku „Na Szczelińcu”. O tym, że trud mój wejścia na szczyt był wysiłku przekonuję się wieczorem – widok zachodu słońca ze Szczelińca Wielkiego jest bezcenny!
4 maja 2013r.