kategoria: Trasa Dla Niemowlaka czyli Wojtuś na Bezdrożach
cel: Wielka Sowa (1.015m npm) oraz Mała Sowa (972m npm)
uczestnicy: Wojtuś (wiek: dwanaście miesięcy), mama i tata
wyposażenie: nosidełko turystyczne (Little Life model Cross Country S3)
czas: 4 godz. 40 minut
trasa: schronisko PTTK „Zygmuntówka” – Wielka Sowa (1.015m npm) – Mała Sowa (972m npm) – Wielka Sowa – schronisko „Sowa” – schronisko PTTK „Zygmuntówka”
Tym razem, wybierając się w Góry Sowie odwiedziliśmy po drodze „Kolorowe Jeziorka” w Rudawskim Parku Krajobrazowym oraz opactwo cystersów w Krzeszowie.
Prawdą jest, że z małym dzieckiem odkrywa się świat inaczej. Do tej pory w Góry Sowie jakoś nie było mi po drodze. Lecz z małym Wojtusiem szukamy nowych przyjaznych destynacji. I w taki oto sposób trafiliśmy do schroniska PTTK „Zygmuntówka” w sercu Gór Sowich…
Góry Sowie zajmują powierzchnię ok 280 kilometrów kwadratowych. Rozciągają się na długości ok 26 kilometrów granicząc z Górami Wałbrzyskimi na zachodzi i Górami bardzkimi na wschodzie. W krajobrazie gór przeważają kopulaste wierzchowiny porośnięte lasami świerkowo-bukowymi regla dolnego. Lasy te są pozostałością Puszczy Sudeckiej, która już dawno ustąpiła pod naporem osadnictwa.
Góry Sowie nie są wysokie. Zaledwie jeden szczyt – Wielka Sowa – przekracza o 15m wysokość 1.000m npm.
Skały budujące Góry Sowie należą do najstarszych w Polsce. Ich wiek szacowany jest na ok 2,5 miliarda lat. W lesie w pobliżu wzniesienia Kalenica wznosi się charakterystyczna grupa skałek. Są one przykładem prekambryjskich gnejsów, które tworzyły się głęboko we wnętrzu Ziemi, a następnie ulegały przemianom (metamorfizacji) pod wpływem temperatury i ogromnego ciśnienia w czasach, gdy Polska byłą częścią prakontynentu Gondwany. Prócz gnejsów występują także inne skały przeobrażone: łupki, gabra i trachybazalty.
Wielowiekowa aktywność gospodarcza spowodowała wytrzebienie znacznej części lasów i zubożenie flory Gór Sowich. W miejscu naturalnych lasów posadzono sztuczne monokultury świerkowe. Fragmenty pierwotnej roślinności objęto ochroną w częściowym rezerwacie leśnym „Bukowa Kalenica” położonym na stokach Słonecznej, niedaleko Przełęczy Jugowskiej (obejmuje szczytowe partie Słonecznej i Kalenicy). Zachowały się tam naturalne, dorodne lasy bukowe, w których runie rosną chronione gatunki: wawrzynek wilczełyko i lilia złotogłów. Ciekawostką faunistyczną jest muflon, sprowadzony w Góry Sowie na początku XXw. z Korsyki.
Klimat odznacza się typowymi cechami górskimi. najcieplejszym miesiącem jest lipiec, najchłodniejszym styczeń.
Po całym dniu nieśpiesznej podróży w końcu dojeżdżamy do schroniska PTTK „Zygmuntówka”. Schronisko ma ciekawą architekturę, która jest związana z historią obiektu.
Na początku XXw. Przełęcz Jugowska (801m npm) była niezwykle popularna zarówno wśród turystów pieszych, jak i narciarzy, którzy odnaleźli tu doskonałe warunki. Powstawały pensjonaty, hotele, gospody i schroniska. Większość z nich nie przetrwała II wojny światowej. Zachowała się jedynie gospoda „Zimmermannbaude” z 1926r. stojąca powyżej przysiółka Nagóra. W połowie lat 50. XXw. Oddział PTTK w Wałbrzychu uruchomił tu schronisko turystyczne „Zygmuntówka” (nazwa od imienia Zygmunta Scheffnera – znanego wałbrzyskiego działacza turystycznego). Mimo remontów i niewielkich przebudów obiekt zachował swój pierwotny kształt, nawiązujący do budynków tyrolskich.
Schronisko stoi w pobliżu górnej stacji Ośrodka Narciarskiego „Jugów Park” położonego na zachodnich stokach góry Rymarz.
Dojechawszy do schroniska wczesnym wieczorem jak zwykle najpierw zajmujemy się dzieckiem. Rozkładamy Wojtusiowi jego łóżeczko turystyczne Koo-di, karmimy Malca i usypiamy. Bezpiecznie zamknięty w łóżeczku Wojtuś daje nam szansę byśmy zajęli się sobą: rozpakowali nasze bagaże, wzięli prysznic i coś zjedli.
Nazajutrz budzi nas piękną pogoda. Widoki ze zbocza, na którym usytuowane jest schronisko są niezmiernie malownicze. Jemy śniadanie i wkrótce ruszamy na szlak. Naszym celem są dwa szczyty: Wielka Sowa (1.015m npm) i Mała Sowa (972m npm) usytuowane niedaleko siebie. Aby nie chodzić tymi samymi szlakami mamy w planie zrobić ciekawą pętlę. Niestety jak się okazuje plan pętli nie w pełni nam się udaje…
Najpierw niespiesznie podchodzimy zielonym szlakiem na pobliską Przełęcz Jugowską (801m npm). Zima to miejsce jest bardzo gwarne, bo w pobliżu znajduje się kilka wyciągów narciarskich. Teraz jednak poza jedną rodzinką, która właśnie podjechała autem i szykuje się do wędrówki, jesteśmy tu sami.
Nie zatrzymując się mijamy tablicę „Park Krajobrazowy Gór Sowich” i dalej poruszamy się za znakami szlaku w kolorze czerwonym. Ledwo przechodzimy kilkaset metrów a zaczyna padać. Niewielki to deszcz i gdybyśmy byli sami to pewnie szlibyśmy dalej. Ale zdajemy sobie sprawę, że mamy na plecach Wojtusia, który tam nam moknie. Na szczęście akurat doszliśmy do Polany Jugowskiej i mogliśmy schronić się w zlokalizowanym tu szałasie. Zanim wyjęłam sprawdzoną już w boju osłonkę przeciwdeszczową na nosidełko turystyczne, deszcz przestaje padać. No to ruszamy dalej…
Idziemy leśną ścieżką. Po obu stronach mnóstwo krzaczków z jagodami. Aż by się chciało przystanąć i pojeść trochę. Po ok 25 minutach dochodzimy do Niedźwiedziej Skały. To ciekawa formacja skalna, na której powieszono tablicę upamiętniającą Hermanna Henkla. Niestety, komuś bardzo przeszkadzał fakt, że jest tu tak urokliwie i na skale nabazgrał sprey’em idiotyczny napis. Krew mi się gotuje gdy widzę taki wandalizm – niech sobie na swoim domu wysmaruje hasło jakie tylko chce, ale że nawet w góry przychodzą tacy ograniczeni intelektualnie osobnicy…
Idąc dalej przez jagodowy las dochodzimy do miejsca zwanego Kozie Siodło (887m npm). Tu znajduje się skrzyżowanie kilku szlaków. Jest zadaszona wiata i kilka ławeczek. Można odpocząć. My jednak idziemy dalej naszym czerwonym szlakiem. Teren wznosi się łagodnie – bardzo przyjemna, niemęcząca trasa. Nic dziwnego, że na trasie widzimy wielu małych wędrowców. Po drodze mijamy też licznych rowerzystów i „jagodzianki” (zbieracze jagód). Po 20 minutach do naszego szlaku dochodzi szlak w kolorze żółtym i razem pokazują nam drogę do oddalonej o kolejne 25 minut Wielkiej Sowy.
Wielka Sowa (1.015m npm) – najwyższy szczyt Gór Sowich. Grzbiet Wielkiej Sowy porastają lasy regla dolnego (świerkowo-bukowe), tylko w partii szczytowej występuje świerkowy las górnoleglowy, w znacznej części zniszczony lub osłabiony w wyniku zanieczyszczeń powietrza (kwaśnych opadów).
Trudno określić kiedy po raz pierwszy szczyt został zdobyty – podejście nie jest bowiem wymagające, a u podnóży rozlokowane są stare miejscowości. Pierwsze zapiski wycieczek na Wielką Sowę pochodzą z lat 1815-1830. Zagospodarowaniem turystycznym regionu zajmowały się organizacje górskie zrzeszone w Związku Towarzystw Górskich na Wielkiej Sowie.
Szczyt Wielka Sowa jest dość ciekawie zagospodarowany. Jest słup z oznaczeniem wierzchołka i informacją o odprowadzających stąd szlakach turystycznych. Jest wiele tablic informacyjnych. Jest drewniany pomnik sowy. Jest niewielka murowana kapliczka. Jest miejsce, w którym pali się ognisko, a turyści po zakupie kiełbasy w sklepiku (i wypożyczeniu metalowego szpikulca) mogą ją sobie tu usmażyć (suche drewno do ogniska turyści sami przynoszą z lasu). Ale najważniejszy jest ten największy obiekt – murowana wieża widokowa, która jak się okazuje ma bardzo ciekawą historię.
24 maja minęło dokładnie 110 lat, kiedy z inicjatywy Richarda Tamma, popularyzatora turystyki, w Górach Sowich otwarto w 1906r. wieżę widokową na Wielkiej Sowie (wcześniej była tu konstrukcja drewniana, która się zawaliła). Betonowa wieża ma 25 metrów wysokości. W pierwszym roku sprzedano 21 tysięcy kart wstępu, ale później wchodziło tu rocznie 8,5 tysiąca turystów. Dzisiaj też jest co podziwiać. Ponoć jest to jeden z piękniejszych widoków w całych Sudetach Środkowych. Panoramy rozciągają się od pasma Jaseników po Karkonosze i fragmenty Gór Izerskich, od wzgórz Trzebnickich po Broumovske Steny. Widać stąd nawet wrocławski Sky Tower.
Ale nie tylko teraźniejszość i widoki są ciekawe. Turystę powinna zainteresować też historia wieży, która związana była z kultem pierwszego kanclerza Rzeszy Niemieckiej Otto von Bismarca. Wieże jego imienia powstawały jako efekt odezwy niemieckich student zakończonej konkursem „Płomienie ku czci Bismarcka przez całe Niemcy”.
Takich wież w latach 1869-1934 powstał0 240 na całym świecie. Nawet w … Tanzanii i Papui-Nowej Gwinei.
Po II wojnie światowej próbowano tej na Wielkiej Sowie zmienić patrona. Najpierw nadano jej imię generała Władysława Sikorskiego, a potem Mieczysława Orłowicza. Nie przyjęły się. Przez długi czas wieża niszczała, była w złym stanie technicznym. Dzięki środkom unijnym przeprowadzono gruntowny remont zabytku i w 2006r. oddano go do użytku.
Właściwie można by już zakończyć tutaj naszą wędrówkę. Mi jednak zależało by zdobyć jeszcze szczyt Mała Sowa. Zwłaszcza, że znajduje się on bardzo blisko.
Z Wielkiej Sowy żółtym szlakiem czyli tzw. Cesarską Drogą ruszamy na zachód. Najpierw idziemy szeroką drogą wyłożona małymi kamykami. Po lewej stronie nieco w głębi lasu widzimy jakieś ruiny. Wkrótce dochodzimy do miejsca nieco mniej gęsto obsadzonego drzewami – rozciąga się stąd piękny widok na okolicę. Po ok 20 minutach dochodzimy do Rozdroża Między Sowami (961m npm). Chwilę potem jesteśmy już na Małej Sowie (972m npm). Bardzo niepozorny to szczyt. Oznaczony niewielką tabliczką. Nie ma stąd żadnych widoków. Robimy pamiątkowe zdjęcie i ruszamy dalej. Kontynuujemy wędrówkę Cesarską Drogą. Zaraz za Małą Sową nasz szlak ostro schodzi w dół. Trzeba bardzo uważać aby się nie poślizgnąć (na szczęście jest sucho) lub nie potknąć (o licznie wystające korzenie). Jesteśmy zaskoczeni – do tej pory nasza trasa w Górach Sowich miała łagodny przebieg. Niosę Wojtusia na plecach i bardzo ostrożnie stawiam kroki. Szlak ten docelowo prowadzi aż do Walimia my jednak w planie mamy tylko dojście do szlaku fioletowego (?! takie oznaczenie widnieje na mojej mapie).
Idziemy, idziemy i już dużo wysokości przez to schodzenie tracimy. Cały czas wypatruje fioletowego szlaku (bo nie chcemy wylądować w Walimiu – tzn chętnie bym pozwiedzała tamtejsze podziemia, ale może nie tym razem). Gdy w końcu dochodzimy do dochodzącej do naszego szlaku prostopadle leśnej drogi wiem z mapy, że to powinno być miejsce, w którym odbijamy w bok. Ale fioletowego szlaku tutaj nie ma. Jedyne oznaczenia w bok to wymalowane na drzewach małe rowerki w kolorze zielonym – szlak rowerowy. Będąc przekonana, że to właśnie tą drogą powinniśmy iść postanawiamy trzymać się na razie szlaku rowerowego. Może potem pojawią się poszukiwane przez nas znaki fioletowe.
Trasa rowerowa łagodnie zawraca nas z powrotem na wschód. Trzeba przyznać – rowerzyści maja tu pięknie przygotowane trasy: ciekawe i dobrze oznaczone. Nie dziwię się, że widzimy tutaj wielu pasjonatów dwóch kółek. Mają tu piękne tereny do realizacji swojej pasji.
Maszerujemy sobie podziwiając widoki i nawet się nie orientujemy, kiedy zielony rowerzysta w biały kwadraciku (oznaczenie trasy rowerowej) doprowadza nas na Cesarską Trasę gdzieś pomiędzy Rozdrożem Między Sowami a Wielką Sową. Nie mając więc wyjścia znaną nam już kamienistą drogą wchodzimy znowu na Wielką Sowę. Po raz kolejny robimy sobie tu dłuższy wypoczynek. Wyjmujemy Wojtusia z nosidełka by rozprostował sobie kostki. Karmimy i poimy Malca.
Z Wielkiej Sowy schodzimy szlakiem czerwonym prowadzącym do Przełęczy Sokoła. Droga jest dość stroma – liczne mamienie pałętają się nam pod nogami. Mijamy zalanych potem turystów, którzy podchodzą na Wielką Sowę. Po 20 minutach dochodzimy do pięknego budynku mieszczącego schronisko „Sowa”. Zaplanowaliśmy, że tutaj przewiniemy Wojtusia. Niestety powitała nas powieszona na drzwiach tabliczka „Zamknięte”. Widzimy jednak, że ktoś jest w środku. Okazuje się, że drzwi są otwarte, a jak tylko wschodzimy do przedsionka interesuje się nami pani z obsługi. Okazuje się, że dziś wyjątkowo schronisko jest zamknięte dla turystów (prace porządkowe), ale jeżeli musimy to możemy na stoliku w przedsionku dziecko przewinąć.
Ze świeżą pieluchą ruszamy dalej żółtym szlakiem, który po 35 minutach doprowadza nas do znanego nam Koziego Sidła. Stąd do schroniska PTTK „Zygmuntówka” powtarzamy poranną trasę. Po ok 40 minutach jesteśmy na miejscu. Wycieczka zakończona. Kolejny ciekawy dzień za nami…
A nazajutrz… obudziło nas beczenie. Otoczyło nas stado owiec. Pasą się tuż pod naszymi oknami. Cudnie.
I takie małe podsumowanie: poznaliśmy 3 trasy prowadzące na Wielką Sowę. Zarówno żółty szlak z Walimia (na odcinku Walim-Mała Sowa), jak i szlak czerwony z Przełęczy Sokół są dość strome – podejście męczące. Za to trasa, którą my zdobywaliśmy Wielką Sowę – szlak czerwony z Przełęczy Jugowskiej jest naprawdę bardzo przyjemna -wręcz spacerowa – łagodne podejście.
Informacje Praktyczne: